To nałóg. Cholerny nałóg. Kiedyś jeździłam na koncert raz na pół roku i byłam szczęśliwa. Teraz jeżdżę z taką intensywnością, że mylę dni wydarzeń. Prócz radości tworzącej się wokół tego wszystkiego jest też strach. Strach, że to wszystko kiedyś się skończy.