Koncertowy czerwiec kończę nieco spokojniej, ale jednocześnie bardzo radośnie, bo będąc częścią ważnego dla mnie koncertu. Istotnego dlatego, że lubię piosenki Ani Dąbrowskiej. Bardzo mi pasuje tematyka nieszczęśliwej miłości, zdrad, rozstań. Poza tym są to radiowe hity, które od lat rozgłośnie radiowe namiętnie emitują, przez co trudno nie znać ich słów. Było więc nie tylko słychane, ale też śpiewane!
Ania Dąbrowska jest wokalistką, którą zawsze chciałam zobaczyć na żywo (raz słyszałam, ale tylko w jednej piosence podczas wielkiej imprezy muzycznej, więc się nie liczy) w jej repertuarze. Mam jednak listę muzyków, których lubię i chciałabym ich posłuchać, jednak zdecydowanie nie chciałabym płacić za ich występ. Na tej liście znajduje się wspomniana artystka. Jako że tym razem grała za free, nie mogłam przepuścić takiej okazji.
Na scenie Ania pojawiła się z kilkuminutowym opóźnieniem. Na zewnątrz była istna patelnia. W końcu mamy latko! Nagłośnienie było bardzo dobre, muzyka rozbrzmiewała na każdą stronę. Ania dała świetny koncert, a ja znałam wszystkie piosenki! Dawno nie byłam na koncercie, podczas którego mogę śpiewać od początku do końca. Coś pięknego! Było mi przykro, że publiczność była raczej przypadkowa i w ogóle się nie bawiła, a jedynie gapiła, ale taki urok otwartych imprez plenerowych. Ja za to bawiłam się świetnie, pląsałam z nogi na nogę i ładowałam baterie słoneczne.
Koncert ten był przyjemny, a noc po nim ciepła. W dodatku miałam blisko do domu, co też jest rzadkością przy moich muzycznych wojażach, więc finalnie nie ma co narzekać. Same plusy, zero minusów.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz