czwartek, 11 września 2014

Czy w sieci można być s@motnym?

          Wypowiedź zacznę od udzielenia niezbyt konkretnej odpowiedzi na pytanie postawione wyżej. Uważam, że większość ludzi w życiu realnym czuje się bardziej samotna niż internetowi maniacy, do których zresztą sama należę.




          Tyle.

          Co do samej lektury "S@motność w Sieci" (bo to o niej dziś mowa), jest cudowna. Przedstawia sytuację niesamowicie zbliżoną do tej, którą można spotkać we własnym, realnym życiu. Chwata ze serce niczym wygłodniały psiak za kawał szynki i targa naszymi emocjami, gdy my jesteśmy w trakcie przerzucania wzroku do kolejnego wersu.

          Może to dziwne, ale książka jest miła w dotyku. To żaden fetysz. O tak po prostu dodatkowy punkt w obserwacji. Przecież pałętając się po domu lepiej jest trzymać w dłoni książkę, niżeli telefon. A takiej książki nie chce się wypuszczać z dłoni nawet na sekundę.

          Bardzo się cieszę, że stałam się posiadaczką "S@motności..." (Dziękuję!). Dzięki temu dostrzegłam kolejne życiowe wartości i zmieniłam spojrzenie na pewne kwestie.

          Janusz Leon Wiśniewski spisał się na medal, a nawet dwa, skoro po największy bestseller ostatnich lat sięgnęłam już trzeci raz. 








           Przyszła pora, kiedy to natknęłam się w sieci (Ach ta sieć! :) ) na film o tym samym tytule co książka. Nie wahałam się ani chwili, tylko zaczęłam oglądać. I choć po dziesięciu minutach miałam mieszane uczucia myślałam, że to dlatego, iż akcja się dopiero rozkręca. Niestety film w moich oczach okazał się niewypałem.

            Zdaję sobie sprawę, iż nie da się idealnie odwzorować książki i przedstawić jej na ekranie, ale tyle pomiętych wątków i zmienionych elementów nie jestem w stanie nikomu przebaczyć.
Człowiek czytając lekturę wyobraża sobie każdą postać, sytuację. Maluje w głowie obraz, który jest tak piękny, że towarzyszy czytelnikowi do końca książki. Później gdy człowiek włącza film jest zawiedziony, bo inaczej wyobrażał sobie postacie. Jego życie traci sens, a on sam zaczyna się zastanawiać, dlaczego aktorzy grający w filmie nie wyglądają jak Ci, których sam sobie wykreował.

            W tym momencie bardzo się cieszę, że po książkę sięgnęłam szybciej. Po filmie nigdy bym jej nie otworzyła. Ekranizacja tego bestselleru okazała się nudna, mimo, iż grali w niech ciekawi aktorzy.



           Cóż mogę jeszcze dodać...

          Jak widać na załączonym obrazku, czytanie książek jest o wiele lepsze niż sięganie po film. Kształtuje naszą wyobraźnię, ćwiczy zrozumienie teksu, a przede wszystkim składnia mózgowie do myślenia. Zatem nie podkładajmy sobie gotowców w formie ekranizacji, tylko sięgnijmy po to, po co sięga mniej ludzi. Przecież lepiej należeć do lepszej mniejszości, niż do gorszej większości.





Anita.






Pamiętaj!   
"Ten kto nie czyta przeżyje tylko swoje życie, czytający przeżyje więcej."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz