O ile dobrze pamiętam, wtorek.
Mając mnóstwo czasu do odjazdu "limuzyny pekaesowskiej" podążam żółwim tempem w stronę tętniącej życiem części Opola. Oczywiście w uszach słuchawki, pod nosem podśpiewywanie. Każdy napotkany kamyczek kopnę trzy razy, zatrzymam się przy pierwszej lepszej fontannie, to znów idąc obrócę się uśmiechając do nieba, mimo, iż jestem chora i ostatnie dni nie należały do przyjemnych.
Lubię taki nastrój. Ciemno, klimatycznie, nastrojowo. Spokojnie.
Mijam jeden przystanek, to znów drugi. Jeszcze mam kilkadziesiąt metrów prostej. Cieszę się, bo lubię chodzić.
Z daleka widzę, że przy przejściu, które przyjdzie mi za chwilę przekroczyć pali się czerwone światło. Zwalniam zatem jeszcze bardziej. Nawet wydaje mi się, że ludzie wokół mnie pędzą z prędkością światła.
Nagle zatrzymuje mnie jakiś Pan.
P.- Pan
J.- Ja
P.-"Hej słonko! Przepraszam. Nie będę ściemniał, brakuje mi 80 gr do browara."
Co za szczery człowiek- pomyślałam.
Co w takim momencie robi statystyczny Polak? Udaje, że nie słyszy i gna do przodu, albo zaczyna ściemniać. Jako, iż pójście sobie do przodu wyglądałoby jak ucieczka, wybrałam nieświadomie opcję drugą.
J.- "Niestety nie mogę Panu pomóc. Sama idę właśnie na autobus i mam wyliczone na bilet. Poza tym jestem chora (tu akurat powiedziałam prawdę, ledwo mówiłam) i mam na co wydać posiadane pieniądze."
Wtedy ku mojemu zdziwieniu mężczyzna powiedział:
P.-" Rozumiem. Życzę Pani wszystkiego dobrego. I dużo zdrowia! Do widzenia!
Odwzajemniłam miłe i mam nadzieję szczere słowo, po czym z opadniętą szczęką obrałam pierwotny kierunek.
O napotkanym Panu myślałam jeszcze przez kilka dobrych dni. Nie wyglądał na alkoholika. Nie było czuć od niego procentowymi trunkami ani innymi przykrymi zapachami. Miał kulę, ale radził sobie z chodzeniem. Był schludnie ubrany, na głowie miał czapkę z daszkiem. Jedynie siwa broda dała znać o jego doświadczeniu. Naprawdę dziwne...
Kilka tygodni później idąc tym samym tempem, tą samą drogą, w podobnym nastroju, mijając te same przystanki dostrzegam na ławeczce jednego z nich właśnie tego Pana. Zdradziła Go kula i czapka. Choć było ciemno, widziałam bardzo dokładnie. Zrobiło mi się smutno. Spał na siedząco pochylając głowę w stronę "ściany" przystanku. Miałam wyrzuty sumienia, że tamtego dnia nie podarowałam mu tej "złotówki". Może On jest bezdomny i niekoniecznie chciał wtedy na alkohol? Może chciał coś zjeść? ...
Mimo smutku jaki mi wtedy towarzyszył, po dziś dzień mijając miejsce naszego pierwszego spotkania mówię sobie: "Hej słonko". To takie miłe.
Anita.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz