Odpaliłam płytę i przesłuchałam ją kilka razy. Na początku, jak to bywa z dobrymi produkcjami, muzyka nie przypadła mi do gustu. Na szczęście z każdym kolejnym odpaleniem płyty, słuchało mi się jej coraz lepiej.
Zapoznałam się także z historią oraz składem zespołu. Nie ukrywam, iż Deyacodę tworzą bardzo przystojni mężczyźni. Choć grają od 2006 roku, jestem pewna, iż rzeszę fanek zdobyli w pięć minut.
Deyacoda EP liczy cztery kawałki o mocnym brzmieniu. Ciut za mocnym jak na moje ucho, ale dźwięki całkiem gładko trafiały tam gdzie trzeba. Najbardziej spodobał mi się kawałek "Falling Down".
Jeśli chodzi o oprawę płyty, jest taka jaką lubię. Zachęca prostotą, a nie świecidełkami i innymi pierdołami. Jest też nieco mroczna, co bardzo dobrze komponuje się z muzyką, jaką wykonuje przytoczony w tym poście zespół. Metal i hard rock w klasycznym wydaniu.
Nie ma w tej płycie nic, coby mnie szczególnie urzekło, niemniej jednak uważam, iż warto taką płytę posiadać w swoim zbiorze, szczególnie, gdy jest się fanem zespołu, wybijającego się z tłumu kapel o mocnym brzmieniu.
Anita.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz