środa, 31 grudnia 2014

Niby Sylwester, a jednak Blue Valentine.

          Nie jestem fanką filmów, nie podążam za nowościami, a film "Blue Valentine" trafił przed moje oczy przypadkowo. Dobrze się stało.

          Jest to amerykański melodramat z elementami erotyki, który swoją premierę miał w 2010 roku.

          Te niecałe dwie godziny przedstawiają historię rozpadającego się małżeństwa. Sytuacja została przedstawiona bardzo łagodnie, namiętnie i z klasą.

          Bardzo podobały mi się wstawki z lat młodości głównych bohaterów, kiedy to zostało pokazane zakochiwanie się, szalone przygody czy ślub dwojga młodych ludzi w momencie, kiedy to blond bohaterka jest w ciąży z partnerem z poprzedniego związku.

          Nie byłabym sobą, gdybym nie wyłapała w filmie dobrej muzyki. W tej się bezwarunkowo zakochałam....











          Film jest bardzo lekki, przyjemnie się go ogląda. Polecam na nudny, pochmurny dzień bądź oczywiście wieczór, kiedy to można zwinąć się w naleśnika i wytężyć swoje ślepia w stronę ekranu komputera. 












Nadejście Nowego Roku nie jest dla mnie kończącym się kolejnym etapem, więc nie specjalnie widzę sens celebrowania go. Ale jak już mamy sobie składać życzenia, to życzyłabym sobie większej ilości pomysłów na tego bloga. Aaaaa, zapomniałabym o Tobie. Tobie też wszystkiego dobrego i wpadaj tu częściej!







Anita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz