poniedziałek, 6 marca 2017

KRZYSZTOF ZALEWSKI + SWIERNALIS, CK WIATRAK, ZABRZE 04.03.2017r.

Był to jeden z tych koncertów, na które długo się czeka, a wokalisty na scenie wyczekuje niczym obiadu swojej mamy po tygodniowej nieobecności w domu. Dlaczego?





Przede wszystkim dlatego, że Krzysztof Zalewski jest wokalistą, którego bardzo szanuję i do tej pory nie udało mi się posłuchać go na żywo. Tylko na żywo jestem w stanie pochłonąć do ciała maksymalną ilość emocji oraz skosztować adrenaliny. Niebezpiecznie jest słuchać czegoś tak dobrego. Muzykalność Krzysztofa i swoboda z jaką prezentuje się na scenie zasługują na szacunek. Dziś muzyka i zachowania sceniczne kreowane są pod oczekiwania publiczności. Zalewski w tej kwestii jest ewenementem. 

Odkąd dojrzałam muzycznie, przestał mnie interesować czas trwania koncertów. W pełni korzystam z tego, co daje mi dana chwila i wyciskam ją niczym cytrynę do porannej herbaty. Zachwycona sobotnim spotkaniem z Krzysztofem wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Każdy dźwięk był czysty niczym woda na Malediwach, a estetyka koncertu wzbudziła we mnie radość.

Był to nasz wspólny koncert. Utwory z albumu Złoto wybrzmiewały z ust zgromadzonych w taki sposób, że momentami przyćmiewały artystę. Widok poruszający najbardziej oblodzone serca. To, że usłyszę m.in. Lukę, Jaśniej, Miłość, Miłość czy Uchodźcę było oczywiste. Nie spodziewałam się  jednak kawałka Sweet Dreams czy Natural Blues w polskiej wersji, którego to wcześniej zupełnie nie znałam. Ujrzałam niesamowite zjawisko: Wiatrak śpiewał




Krzysztof Zalewski jest bardzo naturalny, uśmiechnięty, skromny i otwarty na ludzi. Poza tym robi robotę i trudno ubrać w konkretniejsze słowa jego twórczość. Muzyka jest wisienką na torcie, który stanowią teksty. Te zaś płyną prosto z serca i opowiadają o najbliższej nam rzeczy: życiu. Zalef nie omieszkał pokazać natury z płyty Zelig. Uwielbiam jego darcie. Jest przyjemne. Choć nie uroniłam żadnej łezki, koncert bardzo mnie wzruszył. Nowe miejsce, kolejna ważna postać usłyszana na żywo. 

Jako support wystąpił Paweł Świernalis pochodzący z Suwałk. W Opolu miałam okazję posłuchać go wraz z zespołem, tym razem wystąpił solo. Sierść na powitanie wystarczyła, by wystrzelić mnie z butów. Dekadentyzm bardzo mnie fascynuje i jest to nurt, który nigdy nie przeminie. Smutek nas dotykał, dotyka i dotykał będzie. Po co więc udawać, że świat jest kolorowy?

W Wiatraku kolorowo nie było, ale to klimatyczna melina. Chętnie do niej wrócę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz