niedziela, 23 kwietnia 2017

KRZYSZTOF ZALEWSKI + VOO VOO, ŚWIĘTO WOJCIECHOWE, NCPP OPOLE, 21.04.2017r.

Skoro pogoda nas nie rozpieszcza, musi to robić muzyka. Ta Opola nie opuszcza, a z okazji Święta Wojciechowego wybrzmiała z podwójną siłą. Na scenie pojawił się nietuzinkowy Krzysztof Zalewski oraz legendarny zespół Voo Voo. Jakie emocje towarzyszyły mi tym razem?









Krzysztof Zalewski, który otworzył spotkanie numerem Jak dobrze zaznaczył, że miło czuje się w Opolu. Widownia w odpowiedzi także wyraziła swoje zdanie, wykrzykując z całych sił charakterystyczny refren utworu. Tym żywym przywitaniem wszystkie ciemne chmury znajdujące się nad głowami, zostały przepędzone. 


W żaden sposób nie traktowałam występu Zalefa jako support, mimo że czasowo powinien się do niego kwalifikować. Emocjonalnie był to pełnowymiarowy koncert, który przyniósł mnóstwo ciar i niepohamowaną radość. Ta towarzyszyła mi przez cały wieczór, co pozwoliło (mimo miejsc siedzących) bawić się w najlepsze.

Krzysztofa szanuję za wiele rzeczy. Idealną dykcję, wrażliwość, muzykalność. Każdy utwór wyśpiewany z jego ust jest produktem na wagę Złota. Tego w amfiteatrze było odrobinę więcej niż Zeligu, jednak wszystko w odpowiednich proporcjach. Była Miłość, Miłość, był numer Jaśniej, była też Luka. Zalewski w pochmurny wieczór kompletnie mnie rozczulił, dodatkowo najpiękniej otulił swoim głosem. Nie zabrakło ukochanego Podróżnika oraz chilloutu przy numerze Uchodźca. Zalef jest delikatny niczym mleczna czekolada. Lubię ją i nigdy się od niej nie uwolnię.

Nieco bardziej czekałam na zespół Voo Voo. Być może dlatego, że to moje pierwsze zetknięcie się na żywo z muzyką tej grupy. Album 7 przesłuchałam tylko częściowo, jednak już po chwili na pierwszy plan wysunęła się jego dziwność. Zrozumiałam ją dopiero wtedy, gdy stałam twarzą w twarz z prawdą.


Wojciech Waglewski to muzyka. Chodząca, a nawet tańcząca muzyka, która wżera się w serce. Amfiteatr po małej dawce energii nagle zwolnił i uspokoił zabiegane dusze. 7 pozwala przeciętnemu człowiekowi dostrzec, że w mijających dniach jest coś więcej, niż tylko obowiązki. Dogłębna analiza każdych dwudziestu czterech godzin pokazuje, że pojedynczy dzień przynosi coś pięknego. Coś, czego zazwyczaj nie widzimy.

Mimo, że singlem promującym nowe wydawnictwo Voo Voo jest Środa, a ciekawie wybrzmiała Niedzielanajbardziej do gustu przypadł mi Piątek. Jest w nim szczerość i wielka chochla żalu, który każdy z nas w sobie dusi. Marcowy album kapeli jest bardzo sentymentalny. Odtworzenie go to zaakceptowanie chwili i poddanie się niezrozumiałemu zabiegowi. Polecam go odważnym zawodnikom.

Prócz talentu muzycznego, który ukazał się moim oczom, dostrzegłam też siłę i wielką wiarę w pasję wokalisty. Ukoronowaniem wieczoru był utwór Nim stanie się tak, który nadał wieczorowi odpowiedniego tonu. Warto wiedzieć, że kawałek ten inspirowany był katastrofą elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Wiedza ta pozwala wydobyć jego drugie dno.

Święto Wojciechowe to dla mnie nowe, muzyczne doświadczenie, zyskanie kolejnych inspiracji i spędzenie przyjemnie czasu. Marzę, by czas mojego życia wypełniony był wyłącznie muzyką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz