wtorek, 9 maja 2017

DŻEM, NCPP OPOLE, 06.05.2017r.

Od jakiegoś czasu muzyka wyzwala we mnie dziwne emocje i odkrywa przede mną nowe karty. Czuję, że muzycznie dojrzewam. Niby wszystko zmierza w prawidłową stronę, ale za zmianami w życiu nie przepadam. Dobrze, że chociaż Dżem pozostaje tak samo smaczny.






Dżemu nigdy za wiele - zgodnie z tą maksymą pojawiłam się na kolejnym koncercie legendy bluesa. Za koncertami plenerowymi nie przepadam, bo zbyt wiele rzeczy mnie rozprasza, jednak opolski Amfiteatr pozwolił skupić moją uwagę na znakomitych muzykach, z którymi dziś bawi się już kilka pokoleń. 

Dżem to legenda, którą warto przekazywać kolejnym rocznikom. Sprawę ułatwiają perełki zespołu, które nuci pod nosem cały świat. To właśnie na tych kawałkach oparty był opolski koncert, dzięki czemu uśmiech z mej twarzy nie znikał. Z wielką przyjemnością stwierdzam, że koncert mógłby nosić nazwę The best of Dżem

Było wszystko to, czego oczekuje wieloletni fan Marmolady. Od Do kołyski, Pawia, Małej Alei Róż, po Sen o Victorii, kawałek Charley Mój, Whiskey, Jak Malowany Ptak czy Autsajdera. Dwukrotny bis pozwolił na tańce przy numerze Czerwony jak cegła oraz przeniesienie się wehikułem czasu do innego wymiaru. Wokół sami lunatycy, PartyzantW życiu piękne są tylko chwile czy w końcu Do przodu uświadomiły mi, że Dżem ma najlepszą publiczność. Dużo koncertuję, ale tak oddanych chwili ludzi nie widziałam nigdy. Na przeszkodzie dobrej zabawie nie staną nawet ochroniarze, którzy nie zawsze czują klimat danego koncertu i próbują przeszkadzać publiczności. 

Ryszard Riedel na ziemię nie powróci, ale Maciej Balcar z wielką godnością Go zastępuje. Jestem dumna z tego, że moja przygoda z Dżemem zaczęła się dziesięć lat temu. To dziesięć w pełni wykorzystanych muzycznie lat, podczas których podobnie jak zespół, zebrałam fantastyczne doświadczenia, dzięki czemu otaczam się dobrymi ludźmi i odpowiednią muzyką. Odpowiednią dla mojej duszy, czasem porysowanej jak felga po najechaniu na krawężnik. 

Jestem sentymentalna i łatwo się wzruszam. Wystarczy noc, kojarząca się z ważnym momentem piosenka i śpiewająca chórem, wypełniona po brzegi widownia. Lubię takie momenty. Lubię też, gdy Maciej wspomina o Ryśku i Pawle. Wtedy dorzucam w myślach bliską mi osobę i sprowadzam ją telepatycznie wraz z ważnymi muzykami na ziemię. Wierzę w moc psychiki i wspólną zabawę, mimo dzielącej nas dziwnej odległości. 

Muzyczny nałóg to jedna z tych chorób, które w pełni toleruję. Daj się zarazić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz