Niektóre koncerty nie spełniają moich oczekiwań. Brakuje energii na scenie, znanych kawałków czy po prostu widać zniechęcenie w oczach wokalistów. Podczas ubiegłorocznego Festiwalu Woodstock, a także Finału WOŚP zagrał zespół Wilki. Koncerty były w porządku, jednak nie czułam, że grupa daje z siebie wszystko. Tym razem liczyłam na rekompensatę.
Zespół niewiele komentował, jednak zareagował na sytuację, w której ochroniarz uderzył dziewczynę z widowni. Szczegóły nie są nikomu znane, jednak szacunek dla perkusisty za przerwanie występu w słusznym celu.
Widownia, jak na dni miasta przystało, była mieszana. Ci, którzy rzeczywiście przyszli posłuchać kapeli, nie stali przy samych barierkach. Dystansowali się od pisków młodzieży czy latających w powietrzu telefonów.
Zespół odkupił swoje winy grając konkrety. Na scenie pojawił się syn Roberta Gawlińskiego, który samodzielnie wykonał jeden utwór. Zrobił to przegenialnie. Co więcej, bardzo dobrze wyglądał. Widać, że płynie w nim ojcowska krew.
Chętnie usłyszałabym go podczas kolejnych występów grupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz