wtorek, 20 sierpnia 2019

METALLICA, BOKASSA, GHOST, PRAGA, 18.08.2019r.

Ten rok jest wyjątkowy. Wpływ na to ma wiele rzeczy. Zarówno złych, jak i dobrych. Do tych drugich na pewno mogę zaliczyć koncerty. Muzyka zawsze jest dobra. Szczególnie ta na żywo. Tym razem wybrałam się na koncert zespołu Metallica. Jak było?




Metallica grała na otwartej przestrzeni. Plusy? Swoboda, świeże powietrze, ładne widoki naokoło. Minus? Różne bodźce przeszkadzające w poprawnym odbiorze koncertu. Gwiazdy na scenie pojawiły się punktualnie o 20:00. Ich występ poprzedził support. Były nim zespoły: Ghost oraz Bokassa. Granie zespołów nie było jednak interesujące. Muzyka była dla mnie zbyt ciężka. Poza tym rzadko dzieje się tak, że support rzeczywiście "zagrzewa" mnie do koncertu głównego. Zazwyczaj nudzi i denerwuje. Tak było tym razem.

Zespół Metallica przygotował znakomitą scenografię. Występ rozpoczęła multimedialna historia wprowadzająca w mroczny nastrój. Błyskawice zamieszczone po obu stronach sceny zmieniały kolor. Oryginalnie były białe. Później zielone, a nawet czerwone. Był też ogień. Dużo ognia buchającego w niebo. Ciepło czuć było z każdego zakamarka widowni. 

Nie podobało mi się oświetlenie. Po zmroku lasery trafiały światłem wprost w moje oczy. Przez połowę koncertu patrzyłam w ziemię lub plecy innych ludzi, bo łzy zalewały mi oczy. Być może były one zbyt zmęczone. W końcu weekend w Pradze był bardzo intensywny. 

Muzyka? Bardzo w porządku. Dobrze było usłyszeć perełki kapeli na żywo. Nie był to jednak koncert, na który poszłabym drugi raz. Było mało muzyki w muzyce. Dużo gitarowych solówek, które mają swój urok i świadczą o niesamowitych umiejętnościach. Mnie jednak nudzą. To nie jazz czy elektronika, żeby nie słyszeć słów. Nagłośnienie też było kiepskie. Bas trząsł wszystkimi wnętrznościami. Zdecydowanie bardziej podobała mi się próba zespołu wykonana nieco bardziej a cappella. 

Wśród wielu wad tego koncertu znajduje się jednak wielki plus. Specjalna rampa dla osób niepełnosprawnych. Poruszający się na wózkach inwalidzkich czy o kulach, mogli zająć specjalne miejsce z najlepszym widokiem na scenę. Ochrona w pewnym momencie musiała walczyć z przypadkowo zgromadzonymi tam osobami, jednak czeski patrol szybko uporał się z natarczywymi ludźmi. 

Koncert trwał bardzo długo jak na legendę, która mogłaby zejść ze sceny po 1,5 godziny. Najlepsze smaczki wybrzmiały na końcu. Pojawił się też ukłon w stronę czeskiej widowni. Metallica (po raz kolejny w Czechach) zagrała "Jozin z Bazin". Te wykonanie było jednak zdecydowanie gorsze niż zeszłoroczne. Niemniej, miło ze strony kapeli, że chcą się przypodobać publiczności czy wyrazić szacunek wobec innej narodowości. Ciekawi mnie, co zespół zagra w Warszawie. Czy będzie to znów Dżem? 

Jako, że to mój drugi "duży" koncert tego roku, chętnie je ze sobą porównałam. Scorpions > Metallica. Tutaj zabrakło emocji. Otoczka koncertu mocno przyćmiła to, co podczas niego jest najważniejsze. Muzyka. Rozumiem, że ma to być show. Ma to być coś, co wyróżni grupę nie tyle na tle konkurencji (takiej kapela nawet nie ma), ale może na tle całego rynku muzycznego. Grupa chce być zapamiętana, chce, żeby sypały się wióry. I sypały się. Było niestety trochę niespójności. 

Koncert był jednak wartościową lekcją muzyki. Kolejnym doświadczeniem. W tym roku stawiam na jego zdobywanie. 

Idzie mi całkiem nieźle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz