niedziela, 16 lutego 2020

THE KELLY FAMILY, TAURON ARENA KRAKÓW, 14.02.2020

Muzyka jest jak wino. Im starsza, tym lepsza. Dlatego od najmłodszych lat bliska jest mi muzyka lat 70. czy 80. To zupełnie inna twórczość niż ta, która tworzona jest obecnie. Jest lepsza, bo powstała w zupełnie innych okolicznościach. Trudnych, ale i bardzo wartościowych. To pewnie dzięki temu jest ponadczasowa i łączy pokolenia. Taka jest muzyka zespołu The Kelly Family, który kilka lat temu zawładnął moim odtwarzaczem.





Zespół The Kelly Family powrócił do grania kilka lat temu. To była najlepsza decyzja, jaką grupa mogła podjąć. Mimo, że jej skład nieco się zmienił, bo najstarsi z rodziny już zmarli, następcy nie mają sobie równych.

Rodzina Kelly pojawiła się w krakowskiej arenie, by uczcić 25-lecie płyty "Over the Hump". Koncert zespołu jest najlepszym, na jakim byłam w całym swoim życiu. Podczas swojej kilkunastoletniej przygody z koncertami jeszcze nigdy nie widziałam takiego szacunku skierowanego w stronę odbiorców. Muzycy na scenie pojawili się punktualnie co do sekundy! 

Pierwszy raz spotkałam się też z koncertem dzielonym na dwie części. 20-minutowa przerwa na pewno wyszła na dobre obu stronom - widzowie mogli w spokoju pójść do toalety, po piwo czy jedzenie, nie przeszkadzając zespołowi. Ten mógł zmienić wystrój sceny, zrobić łyk wody czy przedyskutować bieg wydarzenia. 

Przerwa również skończyła się o wyznaczonym wcześniej czasie. Nie było mowy o poślizgu, który grupa miałaby wykorzystać na swoje potrzeby. The Kelly Family zagrał WSZYSTKO co powinno wybrzmieć tego wieczoru. Od kawałków znajdujących się na wspomnianym albumie, po wszystkie największe hity. Pojawiły się też utwory z solowych działalności poszczególnych muzyków grupy.

Oprawa wizualna koncertu wpisywała się w Walentynki. Konfetti sypało się z sufitu tonami, na scenie lądowały pluszowe serca, róże i laurki. Sprawiało to, że rodzina Kelly jeszcze bardziej zyskała w moich oczach nie tylko jako zespół, ale przede wszystkim jako ludzie. Bije od nich ciepło, widać, że to co robią, czynią od serca.

Umiejętności wokalne każdego z członków też zasługują na uwagę. Muzycy prezentowali kawałki rockowe, folkowe, ballady czy pop. Świetne było to, że wymieniali się na scenie, a co jakiś czas pojawiali razem. Największe wrażenie zrobił na mnie występ najstarszego z członków zespołu.

Zespół chętnie wchodził w interakcję z publicznością, oddawał jej mikrofon, przyjmował na bieżąco upominki (nie udając, że ich nie widzi, jak ma to miejsce w przypadku niektórych artystów). Co chwilę członkowie zespołu podchodzili do publiczności zbić sobie piątkę, tańczyli, żartowali. Było przemiło.

The Kelly Family to pierwszy zespół, którego piosenki słucham nieustannie nawet po koncercie na żywo. Do tej pory po tak dużych wydarzeniach chciałam osłuchać się w innym gatunku czy wykonawcy. W tym przypadku nie potrafię odciąć pępowiny. Jeśli będzie mi dane, będę wracała przed scenę, gdy tylko The Kelly Family na niej stanie. Jestem oczarowana piątkowym wydarzeniem i na samą myśl mam łzy wzruszania w oczach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz