niedziela, 23 czerwca 2024

SZYMON WYDRA & CARPE DIEM + MARYLA RODOWICZ, PRUDNIK, 22.06.2024

Choć gwiazdą tego wieczoru była królowa polskiej piosenki, to koncert Szymona Wydry był dla mnie ważniejszy. Z Marylą Rodowicz miałam okazję już obcować. Z uczestnikiem Idola nie było mi dane, aż do wczoraj.

Relacja nie z tego koncertu miała się tu pojawić jako kolejna, ale życie pisze różne historie. Niemniej obecność na prudnickim wydarzeniu miałam zaplanowaną od dawna. Chociażby dlatego, że edycja programu Idol z udziałem Szymona Wydry (czy grającej przed nim Alicji Janosz) była tą, którą obejrzałam w całości i zapadła mi mocno w pamięci. To rok, w którym program wyłonił sporo muzycznych perełek. Mimo że nie wszyscy zrobili światową karierę, warto śledzić ich losy, bo ziściło się ich marzenie i koncertują. Czego przykładem jest Szymon Wydra i jego zespół Carpe Diem.

Koncert rozpoczął kilka minut po czasie, ale nie z winy zespołu, a poprzedników, którzy przeciągnęli swoje występy. Szymon zaprezentował najważniejsze kawałki ze swojego dorobku, zagrał też kilka nowości. Godzinny koncert był energiczny, przepełniony żartami, ale nie było anegdot, które zabierałyby czas na muzykowanie. Było prima sort. Swoją drogą nie sądziłam, że Wydra dobija do pięćdziesiątki (niestety to pokazuje tylko, że wszyscy się starzejemy i nie da się tego zatrzymać). Zupełnie nie widać po nim wieku. 

Po Szymonie Wydrze na scenę wtargnęła Maryla Rodowicz. Miałam okazję słyszeć ją na żywo już wcześniej, więc nie byłam nią tak oczarowana, jak niektóre osoby znajdujące się wśród widowni. Chociaż może nie byli oni nią zafascynowani tak bardzo, jak można być zafascynowanym idolką, a bardziej weryfikowali jej umiejętności sceniczne, które regularne są wyśmiewane w internecie. 

Marylka dała czadu. Grała 2h, prezentując się jak prawdziwa diwa. Dała wszystkim dużo radości, emocji. Nawet słupy, które stały pod sceną w bezruchu podczas ostatniego kawałka, zaczęły się bujać. Chórek w seksownych strojach zwrócił uwagę nie tylko panów, ale i pań, które zrobiły się zazdrosne. Było co podziwiać.

Pod prudnicką scenę zawsze wracam z sentymentem, bo tam kilkanaście lat temu zaczęła się moja koncertowa przygoda, którą z dumą kontynuuję.

I oby tak dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz