Gdy ujrzałam na plakacie, że niedaleko mojego miejsca zamieszkania zagra Shazza, zastanawiałam się, czy będzie prawdziwa. Ostatnio tworzy się sporo zespołów, które odtwarzają muzykę na wzór oryginalnego wokalisty. Nie miałam jednak nic do stracenia, by pojechać i to sprawdzić. Tym bardziej że wstęp na koncert wokalistki był darmowy.
Gdy moim oczom ukazała się szczupła kobieta w czarnych włosach, byłam zadowolona. Miałam 50% pewności, że to właśnie Shazza. Pod namiotem, w którym występowała, było bardzo duszno. Mimo to gwiazda uparcie śpiewała w sukience z długim rękawem i narzuconym na ramiona płaszczu. Rozumiem, że to jej ubiór sceniczny, pewnie od dawna wpisany w grafik i wcześniej wyselekcjonowany, ale patrząc na nią, samej było mi gorąco. A ubiór miałam jednak letni, jak na sierpień przystało.
Czy zachwycił mnie ten koncert? Nie. Prócz Shazzy na scenie był Tomasz Samborski - Pan Grajek. Idealnie naciskał klawisze wtedy, gdy gotowy podkład muzyczny akompaniował gwieździe wieczoru. Było to zabawne, jednocześnie przypomniało mi, że jako dziecko byłam na kilku imprezach, podczas których największą robotę robił keyboard. Zastępował gitarzystę, perkusistę, a często nawet osoby śpiewające.
Występ trwał ok. 1,5 h, było dużo gadania, mało śpiewania, a jeśli było, to dość kiepskie. Dużo nieczystości, mało zaangażowania. Mam jednak wrażenie, że zgromadzonym, którzy do trzeźwych nie należeli, w ogóle to nie przeszkadzało. A czy nie o to właśnie chodzi w występie gwiazdy wieczoru, aby wszyscy świetnie się bawili i powtarzali "Eeeeoooo!", "Eeeeoooo!", czując się częścią show?
Miło było zobaczyć Shazzę na żywo, ale usłyszeć nie było czego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz