piątek, 6 marca 2015

"Dom Twój jest tam, gdzie wi-fi łączy się automatycznie."

            W zasadzie za dom powinno uznawać się bliskich, ciepło płynące z domowego ogniska oraz atmosferę, która nas do domu przyciąga. Jednak wraz z rozwojem technologii oraz pędem za lepszym życiem, zapominamy o tym co ważne. Zmieniamy priorytety i inaczej traktujemy ludzi i przedmioty, a w zasadzie traktujemy ludzi JAK przedmioty. Ale dziś troszkę nie o tym.

          Niestety muszę się zgodzić z tytułem tego posta. Obserwując ostatnio swoje życie, które ucieka przez palce niczym piasek, dostrzegłam, że faktycznie dużą rolę w codziennej bieganinie odgrywa wi-fi. W miejscach, które są mi bliskie, tym samym w których przebywam bardzo często, wi-fi łączy się automatycznie, a sieć została już na początku dodana do domowych.

           Gdy po całym dniu wracam do domu, ulgę odczuwam, gdy w okolicy stu metrów od miejsca zamieszkania ikona wi-fi zapala się na zielono i pojawia się komunikat o pozytywnym połączeniu. Podobnie jest wtedy, gdy znajdę się w pobliżu innych, dobrze znanych mi pomieszczeń.








          Można by się zastanawiać, czy to kwestia uzależnienia od internetu, czy też po prostu tęsknoty za siecią. (Prawda, że przyjemniej brzmi?) Gdy nie mam przez większą część dnia dostępu do internetu, zwyczajnie jestem ciekawa co czeka na mnie na najczęściej przeglądanych portalach, stronach, forach. Dlatego ta ikonka o kolorze nadziei jest tak zbawienna. Wtedy wiem, że oprócz tego, iż sprawdzę w końcu to, co mnie interesuje, zjem też coś dobrego, wyłożę nogi na ławę i poleżę do góry brzuchem, bo obowiązki na daną dobę właśnie się skończyły i jestem już w domu.




WI-FI = DOM          



        "Dom Twój jest tam, gdzie wi-fi łączy się automatycznie". Nie mogłabym się z tym zgodzić, gdyby faktycznie tak nie było. Ale skoro wszystko wydaje się być takie znajome, powiedzenie zostaje dodane do mojego słownika i zajmuje pozycję tuż obok "katolickich uszu".











Anita.

2 komentarze: