sobota, 28 lutego 2015

Ile może być odcieni szarości?

          Ponoć pięćdziesiąt.


          Tak, ja również dałam się ponieść chwili i znalazłam się w kinie na filmie pt. "50 Twarzy Greya". Ale, ale. Ja miałam powód! Po dwukrotnym przeczytaniu całej trylogii, która jest bestsellerem, nie mogłam przejść obojętnie obok adaptacji filmowej.


          Nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, a właściwie napiszę, że film w żaden sposób nie oddał choć fragmentu książki. Taka już rola filmów. Mocno przekształcają to, co stworzył pisarz i niszczą nasze wyobrażenie dotyczące całej powieści.


         Myślę, że przygodę z Greyem warto zacząć od książki. Jest pikantna, przepełniona miłością i wulgaryzmem. Nacechowana emocjonalnie, skłaniająca do refleksji. Główna bohaterka, Anastazja Steel stanowi typ kobiety, która całkowicie podporządkowuje się swojemu mężczyźnie. Zresztą tak ją właśnie przedstawiłam w swojej prezentacji maturalnej i uważam, że wybór tej książki w tamtym czasie był znakomitą, choć trudną do podjęcia decyzją.










          Cała historia napisana jest jednym tchem, przez co czytelnik nie ma ochoty odkładać książki na potem. Obecnie nie potrafię rozdzielić historii Greya na trzy osobne części, więc trudno mi napisać co było w pierwszej, co w drugiej itd. Traktuję to jako jedność. Jako niesamowitą jedność. Mało jest na ryku książek tego typu.


           Gdy sięgałam po "50 Twarzy Greya" słyszałam różne opinie na temat tej książki. Głównie pozytywne, ale zdarzały się też te złe, tworzone przez hejterów, którzy oczywiście wersji papierowej nie czytali. Nie uważam, że jest to tylko pozycja dla kobiet, bowiem znam osobiście człowieka płci męskiej, który także "połknął" szarości w krótkim czasie, w dodatku mniej więcej na przestrzeni tych samych dni.


         Nie wiem dlaczego tak jest, ale książka bardzo mocno dowartościowuje. Przynajmniej ja tak miałam. Z każdym kolejnym rozdziałem czułam się bardziej kobieca i szukałam atutów tam, gdzie kiedyś w życiu bym ich nie widziała. Magia. Dodam także, że mocno utożsamiłam się z postacią Anastazji, co sprawia, że jeszcze bardziej lubię tą lekturę.










         Nie mogę napisać, iż druga i trzecia część były nudne, bo nudy w nich nie było, ale wraz z momentami coraz większego ustatkowania się w życiu Ann i Christiana, książka zamieniała się w pozycję przygodową. W dodatku można było przewidzieć już niektóre fakty. Niemniej jednak jest to fantastyczna historia, z którą warto się zapoznać, niekoniecznie poprzez dwugodzinną ekranizację.


          Przechodząc do ekranizacji.... potraktowałam ją jako osobną historię, żeby nie psuć sobie swoich wyobrażeń o postaciach i wszystkim, co działo się dookoła nich. Przez cały czas trwania filmu śmiałam się jak na komedii, dlatego też stwierdzam, że była to dobra maskarada, choć wcale nie włożyli "50 Twarzy Greya" do tej szufladki. A szkoda, bo jako ten gatunek byłaby strzałem w dziesiątkę.






         




          Od momentu, kiedy ukazał się trailer filmu i miałam okazję ujrzeć, kto gra główne postaci, nie byłam zachwycona. Totalnie nie pasują mi te osoby do tego, co maluje się w mojej głowie po przeczytaniu książki. Oczywiście film był streszczeniem streszczenia streszczenia lektury, dlatego też osoby, które nie zajrzały do empiku, biblioteki czy sieci w celu znalezienia Greya w pdf, nie będą znały wielu, moim zdaniem ważnych szczegółów.


           Wielkim plusem całego zamieszania wokół długo wyczekiwanej ekranizacji dzieła jest świetna muzyka, którą to jakiś dobry człowiek zgromadził w jednej pozycji i którą to "wałkuję" w kółko. Muzyka jest mroczna, tajemnicza, skrywa wiele miłosnych przesłanek. Bardziej pasuje mi do książki niż filmu, ale fakt jej powstania jest czymś pięknym.










          Nie żałuję, że udałam się do kina. Było już po całym Greyowym szale, długo po walentynkach i sala była prawie pusta. O dziwo było tam kilka osób po (strzelam) sześćdziesiątym roku życia. Ale przecież wszystko dla ludzi, prawda?


         Pracę drukowaną będę polecała do końca życia i długo po. Film także, ale proponuję potraktować go jako coś zupełnie innego, nowego, stworzonego bez połączenia z czymkolwiek.














Anita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz