niedziela, 17 stycznia 2016

SPRZECIW CZYNI CIĘ ZŁYM CZŁOWIEKIEM

Jako małe dziecko zgadzałeś się z tym, co mieli do powiedzenia starsi ludzie. Było to przypisane dzieciństwu. W późniejszym etapie życia, gdy już pojawił się zalążek buntu, zgadzałeś się ze zdaniem innych, bo tak było prościej. Chęć posiadania spokoju jest większa, niż chęć wiecznego argumentowania swoich tez. Też tak robiłam. Do czasu. Ponad rok temu coś we mnie pękło. Jak już pękło, to się tak za przeproszeniem rozdupcyło, że nie ma już co zbierać. Sprzeciw zawładnął moim życiem.



SPRZECIW KOSZTUJE

Odkąd przestałam udawać, że wszystko mi się podoba, czuję ulgę. "Ale jak to?! Teraz dopiero nie masz spokoju!" Owszem, nie mam go wśród ludzi, którym się sprzeciwiłam. Mam go za to w swoim wnętrzu i w swoim pokoju, z którego praktycznie nie wychodzę. Uwierz mi, że to była jedna z tych decyzji, których nie żałuję.

Sprzeciw jest kosztowny. Prawdopodobnie straciłam zaufanie swojej rodziny, udział w rodzinnych wydarzeniach, które wbrew stereotypom były w porządku. Nikt mnie nie prosi o pomoc, nikt nie zauważa mojej nieobecności w trakcie urodzin ciotki, imienin dziadka czy komunii kuzynki. Mogę usunąć numery osób, które TAK BARDZO się na mnie zawiodły, bo powiedziałam NIE. NIE wyraża więcej, niż tysiąc słów, czynów, gestów. NIE burzy wizerunek posłusznej dziewczynki bez nadziei, na jego odbudowanie. 

TO TAKIE PROSTE

Będąc z natury uparciuchem wiedziałam, że nie lubię się zgadzać z czymś, co jest totalną bzdurą. Wiedziałam to, ale dopóki nie powiedziałam tego na głos mając prawie dzieścia lat, dopóty udawałam, że świat jest piękny, a wujek Y jest najlepszym wujkiem pod słońcem. 

Nadszedł dzień zmiany wizerunku. Nie było to trudne i przyszło właściwie samo, jak czwarta ciąża. Wystarczyło, że nie zgodziłam się na jeden wyjazd, zapragnęłam ruszyć w świat i pokochałam internet, wroga każdego rodzica. Od czasu do czasu wspomagałam upadające domino niewinnym zachowaniem.

Widzisz jakie to proste?

MOJE OSIĄGNIĘCIA

"Nie ma się czym chwalić", powiedziałaby moja rodzicielka. Co zrobię? Pochwalę się. Sprzeciw dodał mi odwagi i postawił na wyższej pozycji we własnym rankingu. Prócz tego, że mam więcej siły zarówno fizycznej, jak i psychicznej, mam też swój świat, do którego nikogo nie wpuszczam, a jedynie pozwalam zajrzeć przez okno. Świat maluję kredkami. Czarna i szara są najodpowiedniejsze. Żadne zielenie pełne nadziei, żadne czerwienie pełne namiętności. Czerń i szarość pasujące do każdego humoru. 

Pucharu nie dostanę. Brawami też mnie nikt nie nagrodzi. Nie usłyszę o sobie w stacji radiowej, nie przeczytam o sobie w gazecie. Telewizja śniadaniowa nie zaprosi mnie do siebie, by pokazać moją twarz śmiertelnikom. A medal?

Medal zrobię sobie sama, jak na egoistkę przystało.






Anita.

2 komentarze:

  1. Skąd ja to znam...? Nie można całe życie "grać pod publikę" i udawać przyjaciela każdego. Przychodzi taki moment, że dłużej dusić w sobie tego nie można i... wszystko wybucha. Z wielkim hukiem. Nikt za nas życia nie przeżyje, a najważniejsze to żyć w zgodzie ze sobą i z własnym sumieniem.
    Ciągle uczę się mówić "nie", co nie jest takie łatwe, gdy przez całe życie robiło się to, co chcieli bliscy. Jednak już teraz potrafię zauważyć sporą ulgę. Warto stawiać na swoim.
    Momentami czułam smutek czytając ten wpis, jednak konkluzja jest najważniejsza - to my mamy się dobrze z sobą czuć i żyć tak, żebyśmy niczego nie mogli sobie zarzucić.

    OdpowiedzUsuń