piątek, 20 sierpnia 2021

STANISŁAW SOYKA, FORT NYSA + ROBERT CICHY, MUZYCZNA STODOŁA LUBRZA, 15.08.2021

Kameralne koncerty mają to do siebie, że artysta, który prezentuje podczas nich swoją muzykę, otwiera się na publiczność bardziej niż zwykle. Dodatkowo można mieć go na wyciągnięcie ręki. Tak właśnie było podczas niedzielnego koncertu Stanisława Sojki, który występuje jako Soyka. 




Niedzielny koncert zapowiadał się pozytywnie, ponieważ odbywał się w ciekawym miejscu, dodatkowo pogoda tego dnia była bardzo dobra. Żar lał się z nieba, czyli tak jak lubię najbardziej. Gdy udało mi się dotrzeć na miejsce, jeszcze przed występem Stanisława Soyki mogłam podziwiać nyską fortyfikację. Miejsce zdecydowanie ma swój klimat.

Koncert gwiazdy wieczoru odbył się z półgodzinnym opóźnieniem. Skomplikowało to nieco moje późniejsze plany, ale o tym później. Gdy artysta pojawił się na scenie, został serdecznie powitany przez publiczność. Ta była skromna, ale widać było, że zgromadziła się szczerze i z wielkim zapałem oczekiwała koncertu.

Podczas występu ze sceny wybrzmiały zarówno kawałki Soyki, jak i zaprzyjaźnionych artystów. Muzyk grał na pianinie. Był to jedyny instrument, który towarzyszył głosowi Sojki tego dnia. Dzięki ubogiemu instrumentarium mogłam jeszcze bardziej delektować się głosem muzyka po raz pierwszy słyszanym na żywo. Kolejne marzenie odhaczone.

Publiczność bardzo chętnie śpiewała, a nóżki i rączki chodziły w rytm muzyki. I choć dało się odczuć, że większość ze zgromadzonych czeka na "Tolerancję", każdy kawałek był ochoczo przyjęty. Klasyk z repertuaru Stanisława Sojki wybrzmiał jako ostatni numer przed BISem. Świetnie było usłyszeć sonety i wiersze w akompaniamencie tak utalentowanej osoby z niemałą historią.




Pokoncertowym planem było odsłuchanie kolejnego koncertu, tym razem Roberta Cichego w zupełnie innej lokalizacji i innych okolicznościach. Opóźnienie nyskiego koncertu oraz niesamowite korki spowodowały, że nie dotarłam na czas do Muzycznej Stodoły. Udało mi się jednak posłuchać trzech piosenek Cichego. Wystarczyły mi one na tyle, aby zainteresować się jego muzyką na dłużej. 

Widać, że to w jego krwi płynie rock'and'roll, a on sam śniadanie popija denaturatem. Na scenie była energia, publiczność była zadowolona i tłumnie zgromadzona. Słyszałam od znajomych, że początek koncertu nie był charyzmatyczny, więc wiele nie straciłam. Uważam jednak, że jeśli mam wybór, zawsze wolę być na koncercie, niż nie być. 

Tego dnia byłam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz