wtorek, 24 sierpnia 2021

STARE DOBRE MAŁŻEŃSTWO, DK NYSA, 21.08.2021

Istnieje muzyka, którą dane było mi poznać w najmłodszych latach życia, jednak nigdy nie zetknęłam się z nią na żywo. Czas jednak jest dla mnie łaskawy i nierzadko pozwala nadrobić zaległości. Tak stało się w tym przypadku. Zespół Stare Dobre Małżeństwo poznałam w liceum. Jako niespełniona poetka, na dobre przepadłam w jego muzyce. Jak przebiegło moje sobotnie spotkanie z SDMem?



Stare Dobre Małżeństwo to zespół z niemałym, bo aż 40-letnim stażem. Grupa jest więc doświadczona, zdążyła poznać też ten lepszy czas na rynku muzycznym. Lepszy, bo bez wpływu technologii, wyścigów o różnokolorowe płyty czy miejsce na Karcie na czasie. SDM mimo upływu lat, nie zmienia się. Oczywiście skład zespołu uległ z biegiem czasu małej modyfikacji, na wokalu niezmiennie jednak miejsce zajmuje Krzysztof Myszkowski. Człowiek z dużym sercem, poczuciem humoru i charakterem. Takim, o jaki dziś trudno.

Lubię, gdy artyści na scenie dają z siebie 110%, a prezentowana muzyka przeplatana jest anegdotami, szczególnie tymi z życia muzycznego. Te z codziennego życia też są ok, jeśli są smaczne. W przypadku SDM opowieści były szalenie ciekawe. Były grą słów, dobrym słowem skierowanym w stronę słuchacza i nadzieją na lepsze jutro. Mimo że ja już od kilku miesięcy wróciłam na jedyną właściwą ścieżkę koncertową, niektórzy muzycy dopiero wyszli z nory. Widać po SDM, że bardzo tęsknili za sceną i nie stracili swojej mocy ani na chwilę.

Koncert był przecudowny. Trwał prawie 2,5 h. Byłam bardzo zdziwiona, ponieważ liczyłam na występ co najmniej godzinę krótszy. Dostałam jednak dużą dawkę muzyki i poezji. W końcu Stare Dobre Małżeństwo wyśpiewuje wiersze m.in. Leśmiana, Stachury czy Barana. Jestem też pod wrażeniem dykcji wokalisty. Każde słowo było tak pięknie i wyraźnie wypowiedziane, że nie mogłam uwierzyć, że mówi je człowiek.

Bardzo się cieszę, że udało mi się znaleźć pod samą sceną. Lubię kameralne koncerty oraz bliskość ważnych dla mnie ludzi. Choć nie znam ich osobiście, to co robią, jest dla mnie niezmiernie ważne. Podczas sobotniego występu ze sceny wybrzmiały zarówno nowe, jak i znane różnym pokoleniom utwory. Były „Bieszczadzkie Anioły”, „Z nim będziesz szczęśliwsza”, „Opadły mgły, wstaje nowy dzień” i wiele innych.

W Sali, w której odbywał się koncert, pojawiło się sporo starszych ode mnie osób. Wszak zespół jest już wiekowy i młodzież raczej nie interesuje się poezją. To dość niszowe hobby. Nie rozumiem jednak zachowania ludzi, którzy ciągle wpatrywali się w swoje telefony. Te z kolei brzękały, dzwoniły, wibrowały, totalnie zakłócając spokój. Jedna z osób, która podczas koncertu oglądała w swoim telefonie jakieś nagrania, została ze sceny upomniana. Niewiele to jednak dało, ponieważ już po chwili, gdy śpiew i dźwięki instrumentów ustały, znów na całą salę rozległ się hałas. Pomiędzy uczestnikiem koncertu a właścicielem urządzenia, z którego emitowane były niepotrzebne dźwięki, wywiązała się nawet kłótnia. Dawno nie widziałam takiego braku szacunku do osób, które prezentują dla widzów swoje umiejętności na scenie. Było mi za tych ludzi bardzo głupio.

Z szacunku do artystów, którzy tworzą cztery dekady i wychowali się na nieco innych zasadach niż obecnie królujące pokolenia, nie podeszłam na koniec, aby zrobić sobie zdjęcie. Uważam, że to byłoby niewłaściwe. Muzyków nie ma w internecie, swoje płyty sprzedają wyłącznie podczas swoich koncertów. Szanuję SDM za to, jest wierne swoim ideałom. Mocno im kibicuję, a sobie życzę, abym pojawiła się jeszcze kiedyś na ich koncercie...

... i dożyła starego, dobrego małżeństwa.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz