poniedziałek, 31 października 2022

THE CURE, TAURON ARENA KRAKÓW, 20.10.2022

Po nieco spokojniejszych koncertach nadszedł w moim kalendarzu czas na mocniejsze brzmienia i moją ulubioną miejscówkę na duże koncerty - krakowską Tauron Arenę. Ta przywitała zespół The Cure bardzo gorąco, licząc na dużą dawkę emocji i show.



Zespół na scenie pojawił się z kilkuminutowym poślizgiem. Nie muszę chyba wspominać, jak bardzo tego nie lubię. Szczególnie że duże koncerty zwykle planowane są na niewdzięczne dla mnie pory. Taki poślizg powoduje, że zaczynają się w środku mojej nocy. No ale coś za coś. Zamiast snu przyjęłam porządną dawkę muzyki na żywo, za którą zdążyłam się już stęsknić.

Robert Smith snuł się po scenie niczym wąż, badając otoczenie, zapoznając się z widownią, sprawdzając, jak bardzo jest ona zainteresowana zespołem. Była szalenie, co pokazał stopień zapełnienia areny w dniu roboczym.

Niesamowite jest to, że The Cure brzmi identycznie jak na nagraniach w sieci. Momentami zastanawiałam się, czy nie lecą z playbacku. Rewelacyjna kondycja wokalna Smitha, identyczna grajków. Nie od razu poczęstowali oni publikę swoimi perełkami. Na największe hity trzeba było czekać niemal do samego końca. To jednak pozwoliło mi wytrwać grzecznie na widowni, nie zasypiając. 

Choć klimatem mogłabym porównać występ The Cure do Kiss, kapele absolutnie odbiegają od siebie ilością puszczonych z dymem podczas koncertu pieniędzy. Performance Kiss jest nie do podrobienia. Mimo wszystko The Cure dał czadu, nawet przez moment nie przynudzając. W dodatku aura, która wytworzyła się w Tauron Arenie, świetnie wpisała się w jesienną porę. 

Pełną nostalgii, mroku, mgły. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz