czwartek, 22 czerwca 2023

RED HOT CHILI PEPPERS + IGGY POP, PGE NARODOWY, WARSZAWA 21.06.2023

Nie ma lepszego pomysłu na uczczenie nadejścia lata, a także najdłuższego dnia w roku, niż koncert pod chmurką. A że była ku temu okazja, tak właśnie postąpiłam. Udałam się do narodowego akwarium, aby zatopić się w dźwiękach kojących me serce muzyki. 

Dzień przywitał mnie upałem, czyli jak przystało na letnią porę roku. Zmęczona już nieco mijającym dniem, zebrałam w sobie siły i udałam się na stadion. PGE Narodowy otworzył na mnie swe ramiona, a także dach, przez co przez moment osoby stojące na płycie mogły odbyć przyspieszony kurs pływania bądź ślizgania się na podeszwach. Na szczęście nie byłam pośród nich. Zacznijmy jednak od początku.

Red Hot Chili Peppers to kalifornijska grupa, wykonująca funk rock. Jest w nim więc trochę melodii, trochę zabawy dźwiękiem, mnóstwo gitarowych riffów. Ten energetyczny styl muzyki szybko zyskał swoich fanów m.in. w Polsce. To właśnie tutaj odbył się koncert Red Hotów, na który przyszło mnóstwo ludzi. Mimo że początek koncertu nie zapowiadał takiej frekwencji, przy jego końcówce stadion jak zwykle wypełniony był po brzegi. Na płycie słuchacze byli ściśnięci niczym zapałki w pudełku. Warto jednak zaznaczyć, że część trybun została wyłączona z użytku przez montaż sceny w nieco bardziej centralnym miejscu płyty sportowej budowli. 

Supportem papryczek był zespół The Mars Volta. Nie zachwycił mnie jednak specjalnie. Może dlatego, że na dzień dobry byłam negatywnie nastawiona do stadionowej akustyki. Wszak nie pierwszy raz byłam w tym miejscu na koncercie. Postacią, na którą czekałam poza gwiazdą wieczoru, był oczywiście Iggy Pop. Niekwestionowany król rock'and;rolla, synonim wolności i swobody scenicznej. Nie inaczej było podczas jego występu w środowy wieczór. Nagi tors mężczyzny wyrażał więcej niż tysiąc słów. A że stał się on znakiem rozpoznawczym tej zagranicznej postaci, trudno mówić o jakimś zniesmaczeniu podczas patrzenia na niego, nawet jeśli takowe występuje. W końcu kiedyś też będę stara i pomarszczona. Byle tylko chciało mi się dawać czadu tak jak Jamesowi. 

Mimo że Iggy Pop pojawił się na scenie z kilku minutowym opóźnieniem, Red Hot Chili Peppers nadrobili tę stratę. Czym? Wszystkim. Należy zacząć od rzeczy najważniejszej: było słychać! Wszystko i to nawet wyraźnie. Pierwszy utwór nie zwiastował takiej sytuacji, ale im dalej w las, tym rzeczywiście akustyka się poprawiała i koncert wypadał coraz lepiej. Peppers dawali czasu od początku do końca. Grali zarówno stare perełki, jak i nowy repertuar. Nie czekali z hitami na koniec. Od początku wplatali je pomiędzy inne wykony, aby nie stracić zainteresowania widza. Grali ok. 1,5 h wraz z bisem. Widać, że to w miarę młoda kapela, której jeszcze się chce, która robi muzykę i muzyką dobrze.

Jestem przeszczęśliwa, że znalazłam się tego dnia na stadionie i upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu. A raczej Popa i Papryczki. Znakomity to był wieczór!
=

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz