wtorek, 21 maja 2019

NOCNY KOCHANEK, O.S.T.R., LADY PANK, JUWENALIA PW, WARSZAWA 18.05.2019

Życie studenckie to coś, czego nigdy nie doświadczyłam. Nadrabiając zaległości niekoniecznie z imprezowania, a słuchania dobrej muzyki na żywo, na którą na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy nie było wolnych mocy przerobowych, postanowiłam zajrzeć na Juwenalia PW. Pogoda i samopoczucie nie rozpieszczały, ale muzyka już tak.






Ulokowałam się z tyłu. Parcie na scenę minęło po kilku intensywnych latach koncertowania. Miejsce obok ochroniarzy wydało się być najbezpieczniejszym. Koncert Nocnego Kochanka obejrzałam tylko w połowie. Drugiej połowie. Celowo nie pojawiłam się na jego początku, bo: obowiązki, drzemka, brak sił. Nie straciłam jednak wiele, bo na niejednym występie zespołu już byłam. 


Kluczowym koncertem był dla mnie występ Ostrego. Bardzo lubię jego muzykę, nigdy jednak nie było mi dane posłuchać jej na żywo. Nadrabiając małymi krokami zaległości słuchałam, co raper ma do powiedzenia. Przekaz był szczery, publiczność szalona, a ja coraz bardziej zmęczona i zła, że zamiast spać, marznę. I stoję po kostki w błocie.

Podczas występu O.S.T.R. zabrakło mi więcej muzyki z albumu "Życie po śmierci". Życie na każdym kroku udowadnia, że nie można mieć wszystkiego. Pogodziłam się więc z myślą, że trzeba będzie pójść na kolejny koncert artysty. Niepełnowymiarowe granie wiąże się z prezentacją wyłącznie perełek. Tutaj było ich sporo.

Po krótkiej przerwie technicznej na scenie stanęła legenda. Królowie sceny muzycznej mają to do siebie, że się spóźniają. Tutaj tego nie było. Koncert Lady Pank zaczął się punktualnie i od razu z wielkim przytupem. Mało gadania, dużo śpiewania. Tak lubię najbardziej. Młodzi gniewni tańczyli wylewając na siebie piwo, a ja radowałam się śpiewając kolejne piosenki i współczując im, że jeszcze nie znają gorzkiego smaku życia. Dzięki bijącej ze sceny energii nawet nie zauważyłam, kiedy impreza dobiegła końca. 

Plusy? Konkrety. Dużo muzyki, krótkie przerwy, trafione kawałki. Minusy? Rano trzeba było wstać. Co więcej, funkcjonować i wyglądać. I zbierać siłę na kolejny koncert. 

Bo nic tak nie koi wewnętrznego bólu i niepokoju jak muzyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz