niedziela, 8 listopada 2015

LAO CHE

Pojechałam "na" Lao Che. Przez chwilę zastanawiałam się, czy słusznie zrobiłam. Znów będą mnie tłuc łokciami po twarzy, znów będę wąchała lakier do włosów z fryzur ludzi stojących przede mną, znów nie będę niczego widziała. Pojechałam. I wiesz co? Lepiej zrobić nie mogłam.




CHWYTAJ KAŻDĄ SEKUNDĘ

Będąc na koncercie staram się łapać każdą sekundę spotkania. Ważne jest, by łapać te przemiłe chwile do swojej głowy, niekoniecznie do pamięci swojego smartfona. Smuci mnie widok ludzi, który zamiast patrzeć w stronę sceny, patrzą na swoje telefony sprawdzając, czy aby na pewno włączone jest nagrywanie.

Łapię cenne sekundy i wyciągam z nich to, co najlepsze. Odcedzone rzeczy, czyli wspomnienia, zostawiam na potem. Często do nich wracam.

Koncert Lao Che był przyjemny. Mam wrażenie, że lud się wyszalał na zewnątrz i w środku panował zadziwiający spokój jak na rockowe koncerty. Muzycy mieli minimalne obsunięcie czasowe, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na plan koncertu. Sobotni wieczór otworzyła "Bajka o Misiu (tom pierwszy)". Lao Che już od początku przeplatało mniej znane utwory z tymi, które rozbudzają publiczność od pierwszego dźwięku. Już jako trzeci kawałek usłyszałam "Zombie", grany bardzo często przez moje ulubione stacje radiowe.



Ścisku w sali nie było, przez co stojąc niedaleko sceny swobodnie mogłam skakać, nikogo nie uderzając. Działało to w obie strony. Przyznam, że  wyjątkowo dużo widziałam, więc czerpałam energię i emocje prosto z twarzy wykonawców. 

Grane utwory były smaczną mieszanką wolnych, zarazem smutnych i energicznych kawałków. Każdy w tej misce słodkości znalazł coś dla siebie. "Wojenka", moja ulubiona piosenka Tego Zespołu spowodowała ożywienie wśród muzycznych zapaleńców. Lubię takie momenty. 

Prócz wcześniej wymienionych tytułów, nasze ucho mogło wyjść na spotkanie z "Bajką o Misiu (tom II)", "Erratą" czy utworem "Tu". Zespół Lao Che dwukrotnie powrócił na scenę, racząc nas najlepszymi utworami i odpowiadając tym samym na brawa i okrzyki publiczności. 

I było miło. Miło, bo pojechałam z dobrymi ludźmi, do dobrych ludzi i niczego nie musiałam udawać. Nawet tego, że nie lubię przebywać wśród ludzi.








Anita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz