niedziela, 6 grudnia 2015

PAKT

Stało się. Razem m.in. z Nawrotem, Grodeckim i Tobą zostałam wciągnięta w "Pakt".  Trochę z własnych chęci, trochę z chęci bycia w temacie wśród znajomych. A że zeszłoroczna "Wataha" okazała się świetną polską produkcją, liczyłam na podobne emocje w tym przypadku.


Emocji nie brakowało ani przez chwilę. Odcinki były obfite w strach, zmartwienie czy nadzieję, zarówno po stronie bohaterów, jak i osób oglądających. Każdorazowo z tzw. automatu wcielałam się w daną postać, odczuwałam to co ona i przeżywałam każdą chwilę grozy. Serial oglądałam późnymi wieczorami, bo wtedy łatwiej o wolny czas. Odcinki trwały niespełna godzinę. Jest to idealna długość, szczególnie teraz, gdy na horyzoncie czai się sesja.

Pamięć mam krótką, więc tydzień przerwy między odcinkami powodował, że potrzebowałam kilku minut, aby poukładać sobie rozsypane elementy w jedną całość i przypomnieć, co wniknęło z danej sytuacji w minionym tygodniu.

Serial cenię przede wszystkim za to, że jest polski. Z tym polskim to takie zboczenie (jeszcze nie) zawodowe. Magdalena Cielecka i Marcin Dorociński bardzo mi zaimponowali. Widząc ich na co dzień w lżejszej tematyce, nie spodziewałam się, że w znacznym stopniu zmienią wizerunek, a co najlepsze, wymarzą ten "stary" z mojej głowy. Bardzo ładnie.

Trzymam kciuki za to, by na ekranie naszych telewizorów pojawiało się więcej tak dobrych seriali. Jeśli nie oglądałeś "Paktu", powinieneś teraz czuć potrzebę nadrobienia zaległości.

Pospiesz się. Długo nie będziemy na Ciebie czekać.







Anita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz