poniedziałek, 8 lutego 2016

HAPPYSAD + OCN

Kolejny rok, kolejne koncerty. Koncerty, dla których oddycham, koncerty, na które przeznaczam większość zarobionych pieniędzy. Każdy ma swój sposób na odcięcie się od szarej rzeczywistości. 
Tym razem odciął mnie od niej koncert Happysad poprzedzony występem interesującej kapeli OCN.


foto: Grzegorz Adamek


Kuba Kawalec to nie tylko muzyk, ale i czarodziej. Czaruje wizerunkiem, głosem i muzyką. Wprowadza w trans i nieprzerwane poczucie zadowolenia. Opole przywitał bardzo ciepło i punktualnie, dając do zrozumienia, że (w przeciwieństwie do mnie) lubi to miasto. 

Zespół grał z dwoma młodymi mężczyznami, którzy (jak mówił wokalista) czynią Happysad zespołem młodzieżowym. Mimo tego założenia, w sali zgromadził się tłum zróżnicowanych pod względem wizerunku słuchaczy, o niewąskim przedziale wiekowym. Nie musiałam prosić się o starsze kawałki, które bardziej do mnie przemawiają. Kapela sama poinformowała, że oczywistym będzie ich zagranie. I tak wybrzmiała z głośników Łydka w mocno reggaeowej aranżacji , Powódź Dekady, NiezapowiedzianaBakteryja czy Nie ma nieba. Nie zabrakło wizytówki zespołu, czyli utworu Zanim pójdę oraz skocznych momentów przy W piwnicy u dziadka, gdzie mogłam się rozmarzyć jak nastolatka. 

Pogo tańczone było od samego początku, jednak nie skorzystałam z tej opcji rozładunku energii. Bałam się o telefon, który nie miał dobrej lokalizacji na czas koncertu. Wkurzała mnie pewna kobieta, która przez cały koncert ani razu nie drgnęła w rytm muzyki. Przez sekundę myślałam, że to manekin, ale oddychała. Nawet facet po mojej prawej, który stał jak słup soli i wyglądał na twardziela, który przyszedł do NCPP by spuścić komuś łomot zaczął podskakiwać w rytm, jaki nadałam swoimi pląsami. 

Na koncertach bardzo podoba mi się wymiana słów między sceną, a publiką. Szczerych słów, oczywiście. Kiedy nie stroi gitara, chcę to wiedzieć. Kiedy perkusista musi napić się wody, bo klima nie działa, a jego praca jest bardzo męcząca (polecam obejrzeć Whiplash, by to zrozumieć), również się ucieszę, gdy powie to głośno. W drugą stronę to też działa. Komentowanie występów, okrzyki (nie wygwizdywanie) czy słowa pozdrowienia winny być prezentowane naturalnie. Koncert to dzieło tworzone na żywo przez wszystkich obecnych w sali ludzi. Oddziałujemy na siebie i to jest piękne.

Happysad grał pełne dwie godziny bez spoglądania na zegarek. To niesamowita gratka dla wielbicieli tej nietuzinkowej grupy. Artyści zdzierali gardła i wypocili się do granic możliwości, by nam, ponurakom umilić niedzielny wieczór. 

Za supportami nie przepadam. Raz, że jadę na koncert konkretnej kapeli i to jej występu oczekuję, a nie amatorów, którzy dopiero na scenę muzyczną wchodzą. Dwa, supportem zazwyczaj jest kapela totalnie niepasująca do swojego scenowego następcy. Budzi to we mnie niesmak. Przed Happysad wystąpiła grupa OCN, którzy początkowo wydali mi się tacy, jak wyżej. Po kilkunastu minutach wkręciłam się w ich muzykę, a gdy zobaczyłam na scenie Tomasza Mioduszewskiego z Jamala, który wystąpił gościnnie przy numerze Definicja, zaczęłam bić brawo. Happysad i OCN pasują do siebie jak Luxtorpeda i Cuba de Zoo. Dobrze, że razem koncertują. 

Zły tydzień, który kończy się dobrym koncertem jest dobrym tygodniem. Jeśli nie masz co ze sobą zrobić, idź na koncert. A jeśli nie lubisz tłumu, to...












Anita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz