poniedziałek, 14 maja 2018

JUWENALIA MEGAWAT, AUTODROM BEMOWO, 12.05.2018

Czuję, że wracam do gry. Tej koncertowej. Sportowa nie jest mi raczej pisana. Będąc nadal w fazie odhaczania marzeń postanowiłam pójść na wyjątkowy koncert. Dlaczego wyjątkowy? To koncert moich idoli z dzieciństwa, których kasetę z nagraniami mam do dziś. 



Sobotnie spotkanie z muzyką rozpoczęłam koncertem postaci bardzo kontrowersyjnej. Tede wprowadził na Bemowo niezwykły klimat. Trudno nazwać jego wykonanie koncertem. Było w nim dużo improwizacji, playbacku, do którego sam się przyznał i który dało się zauważyć, kabaretu, który raz po raz wywoływał w odbiorcach śmiech. Było też dużo alkoholu i jeszcze więcej wulgaryzmów. Tych się spodziewałam. Mimo ich nadmiaru szanuję Jacka za odwagę i bezpretensjonalne brnięcie do przodu. Drin na drinem w czasach szkolnych był obowiązkową pozycją w mojej mp3 liście przebojów. To tym numerem można było szpanować wśród rówieśników. Usłyszenie tego kawałka na żywo zagwarantowało ciarki i wielki uśmiech. Choć numer nie wybrzmiał w całości, już sam jego początek był bardzo przyjemny dla ucha. 

Tede podczas koncertu więcej mówił, niż rapował. Bardzo otwarcie przedstawiał swój światopogląd, co nie jest niczym nowym. Hojnie rozdawał upominki w postaci płyt, koszulek, bluz czy czapek z daszkiem. Chciał nawet poczęstować wódką publikę, jednak ochrona nie wyraziła na to zgody. Niemniej występ Granieckiego traktuję jako bardzo udany. Bawiłam się przednio. 

Nie rozumiem krytyki, którą obarczony jest Tede. Nie rozumiem też fali nienawiści, którą nieliczni (ale jednak) kierują w stronę zespołu Ich Troje. Jest to kapela, przy której muzyce przyszło mi dorastać. Wciąż posiadam płytę z ich nagraniami, a teksty ich piosenek z całego okresu ich działalności wciąż tkwią w mojej głowie. Tym oto sposobem niezwykle się cieszyłam, gdy już stanęłam pod sceną i ujrzałam czerwone włosy. Wiśniewski tak samo prezentuje się na nagraniach w sieci, jak i na żywo. Ma poczucie humoru, jest energetyczny i potrafi przyznać się do błędów. 

Podczas koncertu Ich Troje wykonało największe przeboje w swojej karierze. W roku obecnym zespół koncertuje w ramach 30-lecia istnienia. Jubileusze zazwyczaj wiążą się z prezentacją najlepszych z najlepszych. Tutaj było wszystko, co mogłam sobie wymarzyć. Od lubianych piosenek, po publikę, która śpiewała. To najlepszy dowód na to, że tworzona muzyka trafia do słuchacza. Bardzo się cieszę, że usłyszałam na żywo Jacka Łągwę. Cenię go za to, jakim jest człowiekiem. Podziwiam także jego umiejętności muzyczne i charyzmę. Szkoda, że nie było mi dane usłyszeć Justyny Majkowskiej. Mimo, że miała w Ich Troje tylko dwuletni epizod, najbardziej kojarzy mi się z zespołem. Obecna wokalistka zdecydowanie odbiega charyzmą od stylu kapeli. 

Mam nadzieję, że uda mi się ponowie stanąć pod sceną, gdy będzie na niej grał zespół Ich Troje. Spotkanie po latach z kawałkiem dzieciństwa prezentowanego na żywo to coś więcej niż retrospekcja. 

To teleportacja, która przypomina o czymś, co było piękne, ale już nie wróci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz