Istnieją zespoły, które są nomen omen absolutnie kultowe i których muzykę zna się od zawsze i na zawsze. Teksty piosenek za dziecka wryły się w pamięć i gdyby mnie ktoś obudził w środku nocy, tańczę, recytuję je, śpiewam. Tak jest z muzyką zespołu Kult, którego nie słyszałam 10 lat, a wydawało mi się, że to było wczoraj. Nadrobiłam jednak zaległości, przy okazji uświadamiając sobie, że czas leci nieubłaganie.
Kazik Staszewski słynie nie tylko z własnego zdania, publicznie głoszonego w sprawach ważnych, ale także koncertów trwających ok. 3,5h. Wiedząc jednak, że gra w plenerowych okolicznościach przyrody, miałam pewność, że koncert będzie nieco krótszy. Trwał on ok. 1,5 h i był przepełniony najlepszymi piosenkami, jakie Kult ma w swoim repertuarze. I choć Kazik od at przyznaje, że śpiewać nie potrafi, recytując te wszystkie piękne teksty w rytm muzyki, gromadzi pod sceną pokolenia. Dało się zauważyć, że w tłumie pojawiło się nieco więcej starszej widowni, jednak młodzi także próbowali dojść do głosu, wykrzykując teksty piosenek.
Jako że nie byłam na występie tej grupy 10 lat, czułam, jakbym cofnęła się w czasie o tę dekadę i znów założyła trampki, skórzaną kurtkę i dżinsy, aby wyruszyć na koncert i zająć miejsce pod barierką. Trochę się zmieniło, bo dziś rzadko stoję pod barierką i rzadziej noszę dżinsy, jednak trampki i kurtka wciąż ze mną zostały. I chwała im za to! Pozwalają mi pielęgnować moje wewnętrzne, rockowe dziecko.
Koncert był świetny. Nie mogę nic złego powiedzieć, bo za bardzo lubię Kult i chyba zbyt za nim tęskniłam (choć idąc na koncert, jeszcze o tym nie wiedziałam), aby teraz mówić, jak było kiepsko. Nie było!
I w przypadku Kultu nigdy nie będzie, bo to już standardy wypracowane latami, do których się chętnie wraca. Obym wróciła jeszcze nie raz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz