W tym roku udaje mi się odhaczać koncerty perełek, które od wielu lat widniały na moje liście i jakichś (pewnie błahych) powodów nie udało mi się ich zobaczyć. Jednym z takich koncertów jest Paktofonika. I nie do końca jest tak, że nie widziałam chłopaków na scenie, bo widziałam! I nawet grali kawałki PFK, natomiast oficjalnie występowali wtedy jako Pokahontaz, więc nazwa grupy się nie zgadzała. Tym razem znów ich ujrzałam, ale już pod nazwą, pod którą chciałam.
Gdy ujrzałam na plakacie, że Paktofonika zagra z zespołem na żywo, nie podejrzewałam, iż będzie nim kwartet smyczkowy. Gdy tak się właśnie okazało, doznałam szoku. Nie dlatego, że nie lubię takich połączeń, a dlatego, że było ono znakomite! Niejednokrotnie już słyszałam rap z orkiestrą i brzmiało to świetnie. Czytając jednak "live band" myślałam, o jakiejś gitarze, perkusji i koniec. W końcu każdy zespół jakichś tam muzyków na koncertach posiada. Gdy zespół montował się na scenie, pomiędzy technicznymi pojawiła się kobieta ubrana w bluzę i dżinsy. Pomyślałam sobie: "Fajnie, że wśród techników są też kobiety, nigdy wcześniej takiej opcji nie widziałam". Jakież było moje zdziwienie, gdy Rahim i Fokus zapraszając na scenę kwartet smyczkowy, wywołali właśnie tą panią! W ogóle cały kwartet wyglądał uroczo, mając takie eleganckie instrumenty, a będąc ubranym baaardzo na luzie.
Koncert odbył się w ramach Eska Music Tour. Trwał ponad godzinę. Na scenie można było usłyszeć zarówno stare, jak i nowe kawałki Paktofoniki w świetnych aranżacjach. Publika była raczej młodsza niż starsza i trochę mnie denerwowała (zarówno swoich zachowaniem, jak i wyglądem), ale koncert był jak najbardziej prima sort!
Poza tym chłopaki są jak wino! Wyglądają, jakby mieli po 20 lat i zaczynali dopiero karierę. Klasa, forma, rewelacja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz